piątek, 17 marca 2017

Trzy dni "luzu" - czyli moje rekolekcje~

Hej~

Dzisiaj właśnie wróciłam z rekolekcji. Była to dla mnie miła i niezapomniana przygoda. Bardzo dużo się działo. 

   Jechaliśmy do Przemyśla w środę na 3 dni. Wyjazd miał być około 9 rano (ale i tak był wcześniej) i do Ośrodka Rekolekcyjnego dotarliśmy około 12. Na miejscu zmieniliśmy się z wcześniejszą grupą i okazało się, że nie ma pokojów 12-sto-osobowych dla dziewczyn. Jednak po jakimś czasie ja i moje dwie przyjaciółki dobrałyśmy się z 5-cioma dziewczynami z równoległej klasy. 
Pokoje miały piętrowe łóżka. Spałam na górze i przyznam, trozszkę się bałam, bo łóżko cały czas się kołysało. Obok stała duża, stara "szafa do Narnii". Miałyśmy też w pokoju wielkie okno i równie wielkie drzwi. Stały też dwie szafeczki nocne i jedno krzesełko. Nie narzekałam, przeżyć się dało. Spałyśmy w śpiworach, ale i tak wszystkie... wróć, prawie wszystkie dziewczyny (tylko nie ja i moje przyjaciółki) "kupiły" sobie pościel. Ja byłam tylko po drugą poduszkę. Łóżka strasznie skrzypiały, a widok z okna miałyśmy na sąsiednią plebanię. Często wychodziły z niej zakonnice lub księże. Widać też było skrawek miasta. 
   Po przyjeździe mieliśmy z 20 minut na rozpakowanie się, potem obiad i wyjście pozwiedzać Przemyśl. Byliśmy w kościołach, katedrach i zamku. Potem po powrocie mieliśmy czas dla siebie, ale najpierw czekała nas konferencja wspólna, przydzielenie do grup z animatorami i te sprawy. Bardzo polubiłam księdza rekolekcjonistę, który wyrobił sobie u mnie opinię takiego typowego "śmieszka i żartownisia". Co do animatorów, były to osoby, które miały spędzać z nami czas i pilnować nas. Mieli po 17 lat, ale i tak ja i kolega zwracaliśmy się do naszej animatorki 'pani'. Wieczorem poszłam na dwór z paroma osobami. Ja i moje kumpele szalałyśmy w najlepsze. Najbardziej uśmiałam się, kiedy jedna ze sprzątaczek złapała mnie i moją znajomą za domem, kiedy podziwiałyśmy widoki. Powiedziała nam, że przy bramie do ogrodu jest jeszcze ładniej, więc podziękowałyśmy jej i tam też się udałyśmy.
   Wieczorem czekał nas film "Surferka z charakterem". Nie będę opowiadać o czym był, ponieważ trochę na nim przysypiałam i pamiętam ledwo połowę. Siedziałam obok mojego kumpla, ale zamiast na film, patrzyliśmy w jego telefon. Potem mieliśmy iść się wykąpać i do spania. Ja oczywiście się tylko umyłam, ponieważ kolejki pod prysznic były kilometrowe. I tak potem jeszcze dosyć długo rozmawiałyśmy, aż siostra przyszła i kazała iść spać.
(Nasz skromny pokój XD)
   
   Drugiego dnia obudziłam się dosyć wcześnie, mimo że długo nie spałam. Mieliśmy wtedy cały dzień spędzić w domu. Cieszyłam się jak głupek, bo miałam dosyć wypadów na miasto. Rano przed śniadaniem mieliśmy modlitwę poranną. Po śniadaniu było trochę wolnego (czytaj: śmiech, głupawka, wychodzenie na dwór, jeszcze raz śmiech i wariactwo). Potem mieliśmy śpiew przed wieczorną Mszą, a następnie spotkania w grupach z animatorami i obiad. Trochę się wtedy poznaliśmy i każdy po kolei miał powiedzieć drugiej osobie miłą cechę charakteru. Wszyscy... wróć, co druga osoba mówiła, że jestem cicha (z czym mogę się kłucić). Potem szybkie spotkanie na auli i kolejne z animatorami. Wtedy gadaliśmy o przyjaźni. 
   Potem jedyną rzeczą o jakiej myślałam, był sen. Byłam bardzo zmęczona. Jeszcze czekała nas trzecia konferencja. Przed nią ja, parę osób i dwóch animatorów mieliśmy próbę, ponieważ z tekstem własnego autorstwa mieliśmy wystąpić przed resztą. Śpiewaliśmy do piosenki "Orki z Majorki", tylko słowa inne.Wyszło, że przez pół... wróć, przez całą piosenkę się śmiałam, bo tekst był jaki był. Kiedy ją skończyliśmy, zajęliśmy wolne miejsca na auli. Koleżanka zaczęła się śmiać, bo siostra zniknęła i zażartowała, że poszła zabić Kacpra. Śmiałam się razem z nią, a potem ksiądz Marcin puścił nam fragment angielskiego (chyba) filmu. Kobiecie w środku nocy, w środku lasu zepsuł się samochód. Zauważa to jakiś "menel". Próbuje się wedrzeć do auta, ale nie daje rady i tylko straszy kobietę. Potem wybija szybę w drzwiach i za nogi ją wyciąga. W pierwszym momencie myślałam, że chce ją zabić czy coś, ale okazało się, że wyciąga ją, ponieważ zatrzymała się na torach i jej samochód został zmiażdżony przez pędzący pociąg. Myślałam potem, jakby tu ukatrupić księdza... Później Msza, adoracja i kolacja. Zamiast modlitwy przed jedzeniem, animatorzy zaczęli "śpiewać modlitwę" i klaskać do rytmu. Po piosence ksiądz, który nas uczy rozglądnął się po sali i spytał, czy nie możemy się pomodlić jak normalni ludzie. Wszyscy wybuchnęli śmiechem i zabraliśmy się za jedzenie.
   Po kolacji odpoczynek i znów wyszliśmy na pole. Wtedy okazało się, że osoby, które wyszły wcześniej poznały jakiegoś faceta z sąsiedztwa. Był sporo starszy od nas i drażnił się z moją kumpelą. Pytał się jej czy ma chłopaka, ile ma lat, skąd jest itp. Ona mu w żartach odpowiadała, aż pojawił się chłopak z mojej klasy i dzięki niemu dowiedzieliśmy się, że Karol, nasz nowy "znajomy" ma 21 lat. Potem wróciłam do pokoju, bo on sam zniknął.
   Potem czekał nas wieczór zabaw. Tańczyliśmy "Skrzypka" i "dzikie tańce indian", jak to nazwałam. Podawaliśmy też sobie poduszkę Feliksa i kiedy muzyka się zatrzymała, osoba, która miała poduszkę musiała wykonać zadanie. Robiliśmy duży hałas, więc "straszakiem" na nas była koronka z księdzem. Ostatnią atrakcją była straszna historia, którą opowiadał nam animator Kacper. Była to historia jak to powiedział "z jego życia". Rok temu umarł jego dziadek. Wtedy był u ciotki i pewnego wieczoru pojechali do sklepu, a potem na grób wujka. Było ciemno i kiedy już weszli na cmentarz, w oddali zobaczyli białą postać. Gdy znaleźli właściwy grób, postać zaczęła iść w ich stronę. Miała zakrwawioną twarz, więc spytali się jej, czy jadła mięso. Wtedy nagle Kacper tak wrzasnął, że dostałam zawału serca. Na sali wszyscy zaczęli piszczeć i drzeć się w niebo głosy. 
   W pokoju okazało się, że jedna z naszych współlokatorek i jednocześnie moja koleżanka aż się popłakała. Nie wiedziała dlaczego. Po prostu w pewnym momencie z oczu zaczęły się jej lać łzy, a Kacper swoim krzykiem jeszcze bardziej ją "dobił". Zresztą, ja też się popłakałam, ale przez jej płacz. Płakałam i ze śmiechu i chyba z własnej głupoty. Nie wiem. Siedzieliśmy tak do 22. Potem po raz kolejny się nie kąpałam, ponieważ kolejki były jeszcze większe. Niektóre dziewczyny włosy myły w umywalkach! Ja pożyczyłam od przyjaciółki suchy szampon i popsikałam nim rano włosy, więc wyglądałam w miarę normalnie. Później dzięki Kacprowi nie mogłam zasnąć, ponieważ mam trochę słabe serce, więc nie oglądam horrorów i przez tą historię nie spałam do pierwszej w nocy.
(Rozrywka między zajęciami XD)
   
   Rano pobudka o wpół do ósmej. Potem czas na ogarnięcie się i modlitwa poranna. Trwała ona dłużej niż drugiego dnia. Później czas na śniadanie (tym razem normalna modlitwa). Kiedy weszliśmy do jadalni, jakiś chłopak spytał, czemu nie ma kiełbasy. Ja strzeliłam tylko facepalm'a i poszłam na swoje miejsce. Później przyszedł czas na porządki generalne. Sprzątaliśmy pokoje, łazienki, korytarze i schody. Zostałam przydzielona do sprzątania kibli, ale zostałam w pokoju i pomagałam dziewczynom tzn. wynosiłyśmy śmieci, zamiatałyśmy, poprawiałyśmy narzuty na materacach, zanosiłyśmy pościel i prześcieradła do auli itp. 
   Po posprzątaniu mieliśmy już ostatnią konferencję. Ksiądz na środku auli ustawił świecę. Wybrał około 15 osób (w tym mnie) i rozpoczął temat o wspólnocie. Kazał nam się ustawić wokół tej świecy i on, udając złego, "przeniósł" dwie dziewczyny z koła pod ścianę. Złapaliśmy się potem za ręce, ale dalej mu się udało. W końcu zarzuciliśmy sobie nawzajem ręce na ramiona i udało się nam. Potem już poszliśmy po bagaże, ale jeszcze wróciłam na aulę i pożegnałam się ze wszystkimi animatorami, oraz z każdym strzeliłam sobie selci. 
   W domu byłam przed 12. Więc te rekolekcje mogę zaliczyć do najlepszych. Przeważał tam głównie śmiech i dobra zabawa w gronie przyjaciół. Animatorzy byli niesamowici i nie wyobrażam sobie lepszych. Przy pożegnaniu prawie się popłakałam, kiedy przytulałam animatorkę Iwonę, bo byłam z nią w grupie i pamiętam, jak opowiadała nam o swoim dosyć ciężkim życiu. Bardzo jej współczułam i nie wyobrażam sobie kogoś bardziej wrażliwego od niej.

   Podsumowując, było niesamowicie. Wszyscy chcieliśmy zostać jeszcze trochę, ale sami wiecie, nie da się. Niestety. Ale i tak to były trzy najlepsze dni w moim życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz